Jak się w tym wszystkim nie pogubić...

Zacznij od początku. (To znaczy od końca...)
A dalej rób jak chcesz...

Wykaz tematów
:
Fikcja naukowa/nauka fikcyjna
Fumelopedia
Matematyka inaczej
Meta
Myśli rozsypane (poezja/piosenki)
Na bieżąco
Recenzje (prawdziwe i nie)
Rodzina
Swoją szosą (dygresje na temat)

8.2.16

Szachy



Jak figurki na szachownicy
dla wyższych celów pod bicie podsuwani
darmo kupieni bezwolni najemnicy
w nie swoją walkę o czarne i białe wplątani 


Nad planszą pochyleni odwieczni przeciwnicy
nad każdym nie swym ruchem rozważnie zadumani
patrzą jak giną niemi wojownicy
na śmierć niechybną w krwawym boju posyłani 


Ludzie bezmyślnie zagonieni
za sprawami rzekomo swoimi
tak bardzo z siebie zadowoleni
lecz kto ciągnie nitki co powodują nimi


* * *
A muzyczno-filmowa ilustracja autorstwa Czcibora Hejwowskiego znajduje się tu:
https://www.youtube.com/watch?v=sXEYhN9pxrM
.

15.7.11

liberté, égalité, fraternité


Wczoraj padła Bastylia.

Rozwścieczony lud Paryża, zbrojny w tysiące karabinów, zrabowanych w arsenale Les Invalides, szukał amunicji.

Bastylia, twierdza-więzienie (w której aktualnie przetrzymywano ledwie kilku więźniów), broniła się dzielnie do chwili przybycia odsieczy -- wojsk, wysłanych przez króla z Wersalu -- która natychmiast przeszła na stronę ludu. Symbol ancien regime został zdobyty, zaś królewski namiestnik zdekapitowany. Jego głowę obnoszono z dumą.

* * *

Dziś wolność, równość i braterstwo wypisane są na każdej francuskiej szkole. 14 lipca jest we Francji wielkim świętem narodowym. Tak oto wielkie ludobójstwo stało się powodem do dumy narodowej. Konstytucja napisana gilotyną. Vive la France!

2.7.11

50-lecie [?]


Prezes w Kapeluszu udzielił mi kolejnej reprymendy. Jakże to, powiada, huczne obchody pięćdziesięciolecia Knajpy się zbliżają, a Wojciech, uporczywie i wyzywająco, nic nie pisze. Jak sobie Prezes te pięćdziesiąt lat wyliczył, osobna rzecz. Moja pamięć wskazywałaby raczej na liczbę 10. Ale z Prezesem się nie dyskutuje. Casus pewnej pani, która dyskutowała była, omówiony już został w innym miejscu, nie będziemy się więc powtarzać. Przyjąć zostaje, że w Knajpie czas płynie inaczej, według sobie tylko, i może jeszcze Prezesowi znanych prawideł.

Okazja jest zatem godna, by te upływające lata jakoś podsumować. Knajpa zaistniała już na dobre w świadomości (wąskiej) grupy odbiorców oraz w ciemnych zakamarkach Internetu, gdzie zapuściła gąszcze swych metafor, powiązań, odniesień i aluzji. Przypomnę kilka wydarzeń z jej historii. Były w tej historii lata tłuste i chude, jednak upór Prezesa, by Knajpa trwała, nie pozostaje bezowocny.

2001 - wielka inauguracja działalności, połączona z debiutanckim koncertem zespołu TABAC. Filmowa relacja z tego wydarzenia nie ujrzała jak dotąd światła dziennego, jednak osoby szczególnie zaprzyjaźnione z Prezesem mogą się starać o prywatną projekcję. Knajpa wydała natomiast niskonakładową płytę TABAC "Pod księżycową rzęsą".

2002-03 - faza utajona

2004 - niezapomniany Koncert Sylwestrowy. Jego pełna rejestracja znajduje się w archiwum Knajpy, światło dzienne ujrzały tylko niektróre nagrania, wydane na płycie "W starym domu na strychu. Wybór nagrań archiwalnych"

2005 - pierwsza knajpowa publikacja moich "Zagubionych w świadomości"

2006 - zaczęło się skromnie, od wiosennego mikro-koncertu zespołu TABAC na balu falenickim. Jednak na jesieni miały miejsce huczne obchody pięciolecia Knajpy. Goście podziwiali znakomite dekoracje. Imprezie towarzyszyło wznowienie płyty "Pod księżycową rzęsą" oraz wydanie płyty "W starym domu na strychu. Wybór nagrań archiwalnych". Jeszcze w tym samym roku ukazała się płyta "Koncert w Knajpie".

2007 - zespół TABAC trafił do studia nagraniowego, czego wynikiem była płyta "Nagranie 25 VI 2007".

2008 - przymuszony przez Prezesa piszący te słowa rozpoczął wreszcie prowadzenie "Notatnika osobliwego"

2009 - Rok bardzo tłusty. Na wiosnę miała miejsce inauguracja meta-forum, organu prasowego Knajpy; odbyła się też pamiętna impreza "w oparach metafor", podczas której przybliżono sympatykom Knajpy kilka zapomnianych postaci -- w pierwszym rzędzie znakomitego malarza, Macieja Baudouin de Courtenay. Doszła do skutku publikacja moich Siedmiu opowiadań. Nastąpiło uruchomienie Encyklopedii księżycowej. W październiku Knajpa doczekała się swojego pierwszego Menu, zaś Prezes w Kapeluszu otrzymał wysokogatunkowy szapoklak.

2010 - impreza uRodziny Prezesa, połączona z wystawą zdjęć Czcibora Hejwowskiego oraz prac plastycznych młodych artystów

2011 - W marcu knajpa firmowała imprezę Atlas świata, związaną z rocznicą urodzin Merkatora.

Tyle spamiętał Wojciech Fumel z (pięć)dziesięcioletniej historii Knajpy. Co będzie dalej? Czas pokaże.

14.10.09

Globalne ocieplenie


Klimat się ociepla. Ten powszechnie znany fakt w sposób szczególnie przykry dał mi się odczuć dzisiejszego poranka, kiedy to musiałem użyć zmiotki celem wydobycia mojego wehikułu spod dwucalowej warstwy świeżego, jeszcze ciepłego śniegu. Tak, nawet śnieg w tym roku, zdałoby się, cieplejszy. Teraz jeszcze czuję owo rozgrzewające wrażenie w moich dłoniach.

Droga do pracy, zamiast codziennych piętnastu minut, zajęła mi dobre trzy kwadranse, miałem więc sporo czasu na refleksje natury meteorologicznej. Jak to dobrze, myślałem, że się mądrzy ludzie co i rusz zbierają i radzą, jak walczyć z paskudnym ociepleniem. Jak emisję, tfu tfu, obniżać. Chwała im za to! Nawet komitet Stortingu raczył owe starania docenić przed laty paroma.

Mówił mi jeden znajomy, że pewien jego znajomy mówił, że pewien profesor geolog mówił, że to wszystko bajki, że rozkładające się rośliny więcej CO2 wydzielają niż wszystkie nasze fabryki i inne paskudztwa, że lepiej by mądrzy ludzie zajęli się czymś pożyteczniejszym. Ale jak tu nie wierzyć, kiedy fakty same za siebie przemawiają: klimat się ociepla!

Pomyśli ktoś zapewne (zakładając oczywiście, że ktokolwiek czyta te słowa, a jak mówi przesławne prawo Dunsa Szkota, z fałszywej przesłanki wyprowadzić można zasadnie każdy wniosek), że Wojciech Fumel drwi sobie z zaangażowanych w ratowanie naszej planety ekologów. Skądże znowu! Wojciech Fumel nie drwi ze spraw śmiertelnej powagi, o nie!

Apeluję zatem: przeciwdziałajmy globalnemu ociepleniu!

12.7.09

Reprymenda


Złapał mnie wczorajszego popołudnia Prezes w Kapeluszu, drogą telefoniczną, i awanturę mi urządził, że zupełnie swoje obowiązki zaniedbuję, że nie piszę! Nic mnie nie usprawiedliwia wyjazd do Francji; delegacji, ostatecznie, nie dostałem -- tym bardziej, że zdążyłem już byłem powrócić. A co we Francji robiłem? Sprawy rodzinne? Korzenie tak zwane? Dobrze. Bardzo dobrze. A Internetu we Francji nie mają? A napisać nie łaska? Nie zwlekając zaległości nadrobić! A skoro już o Francji mowa, zbliża się u nich wielkie święto, może by Wojciech ze swoim historycznym zadęciem raczył słów parę wysmażyć przy tej okazji.

Gniew Prezesa jest jak burza w górach. Kto takowej doświadczył, zrozumie, co mam na myśli. Nieraz i walnie gdzieś, zdawałoby się, dalej, a i tak człowiek poczuje owo nieprzyjemne mrowienie. Myśli tylko, jak by tu umknąć, jak się schować, przeczekać, przetrwać.

Przeczekawszy i przetrwawszy, dygocąc wciąż cały, postanowiłem najpierw rozpakowywanie po podróży dokończyć, na co zszedł mi wczorajszy wieczór. Stąd dziś dopiero zasiadłem do pisania, i w pierwszej chwili musiałem swoje lęki na papier, tfu, na monitor przelać. Bastylia, ba! Francja cała może jeszcze poczekać. Ostatecznie to dopiero pojutrze. Coś do tej pory spłodzimy. Na wspomnienia wyjazdu i zebrane tamże materiały przyjdzie jeszcze czas.

Uff, przetrwałem.

9.6.09

Burza


Grzmi wprost... pioruńsko. Błyskawice raz po raz rozświetlają spowity w półmroku świat. Deszcz zaś leje rodem z Księgi Rodzaju. Taki, co to czterdzieści dni i czterdzieści nocy. Ale bardziej zawzięty, jakby chciał te czterdzieści dni i czetrdzieści nocy w czterdzieści minut i czterdzieści sekund wypadać. Czy wypada? Wypada mieć nadzieję. Pytanie tylko, czy jak wypada, to będzie jeszcze ktoś, kto mógłby się cieszyć z pierwszego promyka słońca zza chmur. Może wszystko zatonie w, hmm, morzu bulgotu, a może bełkotu... A morze bełkotu zalewa nas wszakże coraz... dogłębniej. Nawet Wojciech Fumel się w to morze wpisuje, wpisując na klawiaturze te bełkotliwe słowa... choć czasem chciałby się widzieć niczym na wyspie jakowej... lecz wyspa coraz mniejsza, coraz znikomiej spod wody wyziera...

Lecz nie zlęknie się on, samotny rozbitek, i na morzu bełkotu wypłynie jeszcze treścią jak tratwą.

17.5.09

Joseph de Fumel


Joseph de Fumel (ur. 1720, zm. 1794), syn Louisa de Fumel, po jego śmierci właściciel posiadłości Chateau Haut-Brion. Na jego lata przypadł okres świetności winnic i całego majątku. Zaprojektował park, oranżerię i kilka innych budynków, rozwinął handel winem z zagranicą.

Rewolucja Francuska traktowała go nieufnie jako arystokratę oraz ze względu na kontakty z Anglią. Ponadto liczni członkowie rodziny de Fumel emigrowali w tym czasie (m. in. do Anglii i Rosji). W roku 1794 Joseph został aresztowany i zgilotynowany.

14.4.09

Smacznego jajka


GARŚĆ PRZEMYŚLEŃ POWIELKANOCNYCH

O świątecznych metaforach

Wszystko nam się zatraca. Święta minione, najważniejsze święta Chrześcijaństwa w ogóle, tradycyjnie już zatonęły w deszczu kartek z zajączkami, niosącymi w koszyczkach śliczne żółte kurczaczki, względnie ich fazę larwalną -- piękne, wielobarwne pisanki. Gdy symbol przestaje symbolizować, czyli znaczyć coś więcej, a zaczyna istnieć jako swoje własne znaczenie, czytelność wszelkiej metafory zanika. Nie dziwi wobec tego natłok życzeń w stylu: Smacznego jajka czy Wesołego alleluja. W pewnym momencie jednak człowiek, który zachował jeszcze resztki krytycznego znaczenia, zadaje sobie kluczowe pytanie: ale o co chodzi?

(Zdrowia i alleluja, bo to najważniejsze, jak powiedziała Kwiatkowska w czternastym wieczorze Kabaretu Starszych Panów. W jakże piękny, absurdalny sposób ukazuje to absurdalność wcale nie pięknego gubienia głębszych sensów!)

A skoro już o jajkach mowa...


Różne przejawy dylematu jajka i kury

Co było najpierw: jajko czy kura? To pytanie nurtuje człowieka praktycznie od zawsze, a w każdym razie odkąd sięgam pamięcią. (Złośliwy powiedziałby może: czyli od okolic ostatniej środy. Ale zostawmy złośliwym ich jad na inne okazje.) Należy zaznaczyć, że owo metafizyczne jajko nie musi mieć w istocie nic wspólnego z tym, czym dzieliliśmy się w ostatnią niedzielę, zaś kura może wcale nie gdakać ani nawet nie mieć skrzydeł. Dylemat jajka i kury, w swej wersji uogólnionej, wiąże się z szukaniem pierwszej przyczyny tam, gdzie przyczyna i skutek są trudne do odróżnienia, a przeważnie wręcz oddziałują na siebie nawzajem, i wypływają jedno z drugiego i vice versa.

Ostatnio natrafiłem na parę interesujących przejawów tego zagadnienia w różnych dziedzinach.


Przejaw pierwszy: Göbekli Tepe a początki rolnictwa

W związku z odkryciem w Göbekli Tepe w Turcji najstarszej znanej świątyni (datowanej na co najmniej 9500 p. Chr.) pojawiła się teoria, iż jej wzniesienie miało związek z udomowieniem pszenicy. Istotnie, uprawiana obecnie pszenica jest najbliżej spokrewniona z pszenicą dziką właśnie z tych rejonów Turcji. Pytanie jednak, czy, jak twierdzi badający Göbekli Tepe prof. Schmidt wybudowanie miejsca kultu spowodowało potrzebę gromadzenia większych zapasów żywności, a więc między innymi udomowienia pszenicy, czy może na odwrót: odnalezienie miejsca obfitującego w pszenicę dającą się łatwo udomowić sprawiło, że człowiek ówczesny uznał to miejsce za wskazane przez bogów, i dlatego powstało tu miejsce kultu?


Przejaw drugi: architektura gotycka a polifonia średnio- wieczna

Pewien zaprzyjaźniony muzykolog opowiadał mi niedawno, że czytał fragment książki poświęconej postrzeganiu zmysłowemu w średnio- wieczu (rozdział poświęcony słuchowi, jak łatwo się domyślić). Znalazł tam taką oto koncepcję:
Na przełomie dwunastego i trzynastego stulecia w architekturze rozpoczął się okres gotyku. Kościoły były coraz wyższe, co powodowało, że dźwięki wysokie roznosiły się lepiej, podczas gdy dźwięki niskie miały dłuższy czas pogłosu. Miało to wpływ na praktykę muzyczną: właśnie od trzynastego wieku rozwija się średniowieczna polifonia oparta na długonutowym niskim tenorze oraz ruchliwych głosach wyższych. Tenor musiał być prowadzony w długich wartościach, gdyż w przeciwnym razie poszczególne dźwięki zlewałyby się i melodia byłaby nieczytelna. Głosy wyższe tymczasem mogły ulec rozdrobnieniu, ponieważ brzmiały bardziej klarownie.
Znowu nasuwa się jednak pytanie: czy faktycznie przemiany w archi- tekturze wpłynęły na przemiany w kompozycjach? A może nowe potrzeby muzyczne zaowocowały nowymi rozwiązaniami akustycz- nymi?


Ko, ko, ko

I na koniec jeszcze jedna uwaga. W algebrze liniowej mówi się, że jeśli kura zniosła jajko, to ko-jajko ko-zniosło ko-kurę.

8.4.09

Nevalı Çori


Nevalı Çori to stanowisko archeologiczne nad środkowym Eufratem (wschodnia Turcja). Odnaleziono tu ślady osadnictwa datowane na wczesny Neolit (między ok. 7500 a 6000 lat przed Chrystusem).

Göbekli Tepe


Göbekli Tepe to najstarsza odnaleziona na świecie świątynia. Jej najdawniejsze części datuje się nawet na 10 tysięcy lat przed Chrystusem.

Göbekli Tepe znajduje się na wzgórzu w południowo-wschodniej Turcji. Nie odnaleziono tam śladów osadnictwa, a jedynie pozostałości miejsca kultu.

Miejsce to zostało odkryte już w latach 60 dwudziestego stulecia, jednak dopiero staranne badania, prowadzone od roku 1994 pod kierunkiem profesora Klausa Schmidta, doprowadziły do odnalezienia najstarszych śladów obecności ludzkiej.


Zob. też Nevalı Çori

4.4.09

Obiecuję poprawę...


Ostatnio zaniedbałem się wielce w kwestii blogowania. Zapewne rzesze wirtualnych czytelników (czy raczej wirtualne rzesze czytelników...) mojego Notatnika... bardzo się tym faktem niepokoją. Mogę jedynie zapewnić o jak najlepszej mojej woli naprawy tego stanu rzeczy. Dołożę wszelkich starań, by nowe wpisy pojawiały się z większą regularnością.

Wir codzienności pochwycił mnie i zastosował wobec mnie wszelkie implikacje zasady zachowania momentu pędu, łącznie z nieustannymi zawrotami głowy.

Ale nic. Nie zlęknę się, jak rzekłby (gdyby żył) Stachura. Pudowy kamień (na marginesie, pewien zaprzyjaźniony muzyk wspominał mi, że ktoś odczytał owe słowa opacznie jako pudrowy kamień...) -- spod niego wstanę.

7.3.09

Jean-Felix-Henri de Fumel


Jean-Felix-Henri de Fumel (ur. 1715, zm. 1790) był od roku 1750 biskupem prastarej diecezji Lodève w południowej Francji (obecnie część archidiecezji Montpellier).

4.3.09

Wojciech Bobowski


Wojciech Bobowski, znany też m. in. jako Ali Ufqi, to postać nader barwna. Urodzony we Lwowie około roku 1610 lub 1616 w rodzinie protestanckiej, pobierał nauki gry na organach. Porwany przez Tatarów Krymskich w najeździe, zapewne w roku 1639, trafił na dwór sułtana Murada IV. Jego zdolności muzyczne oraz znajomość wielu języków pomogły mu osiągnąć na dworze wysoką pozycję dragomana, tj. dyplomaty-tłumacza.

Jego nader bogaty dorobek obejmuje m. in. autorstwo Gramatyki i słownika tureckiego, turecki przekład Biblii (Kitabı Mukaddes), komentarze i tłumaczenie Angielskiego Katechizmu, turecka adaptacja muzyki i tekstów kilku psalmów (Mezmurlar), dwie antologie utworów instrumentalnych i wokalnych (Mecmûa-i Sâz ü Söz), szereg kompozycji własnych, a także dostosowanie europejskiej notacji muzycznej do potrzeb muzyki tureckiej. Był ponadto malarzem, stworzył m. in. trzy albumy miniatur z życia dworu sułtana.

15.2.09

Fumel


Hasło Fumel odnosi się do dwóch pojęć.

1. Fumel to miasteczko we Francji, położone nad rzeką Lot (w regionie Akwi- tanii, w departamencie Lot-et-Garonne). Według danych z roku 2006 gminę Fumel zamieszkiwało 5285 osób.

W miasteczku znajduje się zamek (zbudo- wany w czasach Wojny Stuletniej, zniszczo- ny, przebudowywany), w którym obecnie mieści się merostwo.


[po lewej - krużganki zamku w Fumel]


2. de Fumel to prastary francuski ród, którego udokumentowane korzenie sięgają dwunastego stulecia. Przez wiele lat baronowie Fumel. W osiemnastym wieku związani m.in. z winiarstwem (wina Chateau Haut-Brion). Prześladowani przez Rewolucję Francuską, niektórzy emigrowali (część trafiła m.in. do Odessy i na Kaukaz, stamtąd zaś po I wojnie światowej do Polski).

Hasła poświęcone rodzinie de Fumel:
Jean-Felix-Henri de Fumel, biskup, XVIII w.
Joseph de Fumel, właściciel majątku Chateau Haut-Brion, XVIII w.

14.2.09

Święty Walenty


Święty Walenty (zm. ok. 269) to biskup Terni koło Rzymu, prawdopodobnie ścięty w czasie prześladowań Chrześcijan za czasów cesarza Klaudiusza II Gockiego. Z wykształcenia lekarz. Patron chorób takich jak padaczka, podagra. W świeckiej tradycji zachodniej również zakochanych, chociaż właściwie nie wiadomo dlaczego. Snuje się wprawdzie legendy o udzielanych potajemnie ślubach czy o więziennej miłości św. Walentego do niewidomej córki strażnika, która odzyskała wzrok, ale ile w tym prawdy, jak mawiał Stachura. Powiązanie postaci św. Walentego z zakochanymi wywodzi się z późnośredniowiecznej Anglii i Francji, jednak szczególną popularność zyskało w Ameryce. Do Polski zwyczaj ów przywędrował niedawno, w latach 90 ubiegłego stulecia.
Data 14 lutego jako Dnia Zakochanych budzi różnorakie wątpliwości. Stąd w dawnej (pogańskiej jeszcze) tradycji słowiańskiej podobną rolę pełniła Kupała (Sobótka, później Noc Świętojańska).

Bywam pytany, dlaczego nie obchodzę Walentynek. Odpowiadam. Jeśli ktoś potrzebuje specjalnej daty do tego, by wyznawać sobie nawzajem miłość, jeśli komuś nie przeszkadza konwencjonalizacja i komercjalizacja uczuć, bardzo proszę. Ale Wojciecha Fumela w to nie mieszajcie.

Cyryl i Metody


Cyryl (827-869) i Metody (815-885) to dwaj bracia, którzy prowadzili misję chrystianizacyjną na ziemiach Słowian. Zostali wysłani przez cesarza bizantyjskiego Michała na prośbę księcia wielkomorawskiego Rościsława. Ich matka była Słowianką, stąd znali język słowiański, a na potrzeby ewangelizacji stworzyli składający się z czterdziestu liter alfabet (głagolicę) i tłumaczyli Pismo Św. na język staro-cerkiewno-słowiański. W swojej misji napotkali na liczne trudności ze strony kleru niemieckiego. Cyryl zmarł w Rzymie (14 lutego 869 roku), gdzie obaj udali się szukając poparcia papieża. Metody został arcybiskupem Moraw, w latach 870-873 więziony na Jeziorze Bodeńskim. Po uwolnieniu kontynuował chrystianizację aż do śmierci.

Kościół Katolicki czci św. Cyryla i Metodego jako patronów Europy. Ich święto obchodzone jest 14 lutego.

13.2.09

Chateau Haut-Brion


Hasło Chateau Haut-Brion odnosi się do dwóch pojęć.

1. Francuskie wino premier cru, pochodzące z winnic w Pessac pod Bordeaux.





(po lewej: etykietka wina Chateau Haut-Brion)


2. Zamek, usytuowany w pobliżu Bordeaux.



(po prawej: Drzeworyt, przedstawiający zamek na przełomie XIX i XX wieku)



Oba pojęcia wiążą się ściśle z rodziną de Fumelów. Zamek, wzniesiony przez rodzinę Pontac, był w posiadaniu de Fumelów od końca XVII wieku, zaś tutejsze wina doczekały swego rozkwitu właśnie za ich czasów, szczególnie w dobie Josepha de Fumel.

23.1.09

Hotel Hilberta


Hotel Hilberta to hotel o nieskończonej liczbie miejsc.
Jest użyteczny, jeśli ktoś chce mieć pewność, że bez uprzedniego rezerwowania na pewno znajdzie wolne miejsce na nocleg.
Pewnego razu wszystkie miejsca w Hotelu Hilberta były zajęte. Nagle do Hotelu przybył niezwykle ważny gość: sławny podróżnik gwiazdowy Ijon Tichy. Co tu zrobić? Sprytni recepcjoniści znaleźli proste rozwiązanie. Zadzwonili do każdego z gości, prosząc, by przeniósł się do pokoju o numerze o jeden wyższym od obecnie zajmowanego. W ten sposób nikt nie został bez pokoju, zwolnił się natomiast pokój numer 1, w którym ulokowano Ijona Tichego.
Innym razem -- przy znów pełnym hotelu -- zdarzyło się, że przybyła nieskończenie liczna wycieczka Indukcjonistów. I jakże tu zostawić ich bez dachu nad głową! Ale i na to znalazł się sposób. Recepcjoniści zadzwonili do wszystkich gości, prosząc ich, by każdy przeniósł się do pokoju o numerze dwukrotnie wyższym od obecnie zajmowanego. W ten sposób pokoje o numerach nieparzystych zostały zwolnione -- i w nich ulokowano Indukcjonistów.

[opowieści o Hotelu Hilberta pochodzą z różnych źródeł - przyp. WAdF]

O pisowni NIE z imiesłowami przymiotnikowymi


Gdy Rada Języka Polskiego postanowiła, że NIE z imiesłowami przymiotnikowymi pisać należy jednynie łącznie -- czyniąc tym jednym posunięciem pisownię dotąd zalecaną (w konkretnych przypadkach) odtąd już wręcz niepoprawną -- myślałem, że mnie krew zaleje. W wielu bowiem sytuacjach to, czy napiszemy NIE łącznie, czy osobno, diametralnie zmienia znaczenie. Cóż to bowiem znaczy: "Architekt powrócił do nie skończonego projektu."? -- Ano, rzecz oczywista: postanowił go dokończyć. Co zaś znaczy: "Architekt powrócił do nieskończonego projektu."? -- Ano, rzecz jasna: Architekt to szaleniec, gdyż z uporem próbuje zaprojektować obiekt nieskończonych rozmiarów, jak, dajmy na to, HOTEL HILBERTA, czy Biblioteka Niewidocznego Uniwersytetu w Ankh-Morpork.

16.1.09

Ruda


W moich zapiskach sprzed lat kilku znalazłem taką oto historię:


Po raz pierwszy zobaczyłem ją na peronie, oczekując na pociąg do Warszawy. Była to dziewczyna lat może trzynastu, raczej niewysoka, wściekle ruda i piegowata, ubrana na jaskrawe kolory. Nie była z pewnością ładna w codziennym rozumieniu tego słowa… Ale miała w sobie coś, co sprawiło, że wpatrzyłem się w nią dłużej nieco, niż zwykle przyglądam się ludziom, co, jak niektórym wiadomo, bardzo lubię robić… W pewnej chwili odwróciła się w moją stronę, napotkała mój wzrok i uśmiechnęła się szeroko. Zamarłem pod jej spojrzeniem, zmrożony grymasem jej twarzy, sam nie wiem, czy bardziej życzliwym, czy złośliwym… Patrzyliśmy na siebie chwilę, ale to ja, choć zawsze staram się patrzeć ludziom w oczy, odwrócił się pierwszy. Nie wy­trzymałem napięcia, nie zniosłem jej wzroku i uśmiechu, wygrała. Od tamtej pory spotykałem ją jeszcze kilkakrotnie, czy to na stacji, czy na ulicy. Zawsze ubrana była w tę samą jaskrawą niebie­s­ko-pomarańczową kurtkę, wiecznie tak samo ruda i piegowata. I ten uśmiech, niezmiennie niejed­noznaczny, który śnił mi się po nocach niespokojnych… Za każdym razem obiecywałem sobie odwzajemnić go przy następnym spotkaniu, czy wręcz zaczepić ją, zapytać, o co jej chodzi, czego chce ode mnie — ciągle jednak brakowało mi odwagi, wciąż nieruchomiałem na jej widok, serce biło mi żywiej; byłem bezsilny. I musiałem odwrócić się pierwszy. Cóż za moc niepojęta była w tej rudej piegusce???

Potem przestałem ją spotykać. Ostatnio widziałem ją znowu, ale nie zauważyła mnie. Szkoda. Ciekaw jestem, jak wypadłaby nasza konfrontacja po długiej przerwie…

Obserwatorzy