Jak się w tym wszystkim nie pogubić...

Zacznij od początku. (To znaczy od końca...)
A dalej rób jak chcesz...

Wykaz tematów
:
Fikcja naukowa/nauka fikcyjna
Fumelopedia
Matematyka inaczej
Meta
Myśli rozsypane (poezja/piosenki)
Na bieżąco
Recenzje (prawdziwe i nie)
Rodzina
Swoją szosą (dygresje na temat)

14.10.09

Globalne ocieplenie


Klimat się ociepla. Ten powszechnie znany fakt w sposób szczególnie przykry dał mi się odczuć dzisiejszego poranka, kiedy to musiałem użyć zmiotki celem wydobycia mojego wehikułu spod dwucalowej warstwy świeżego, jeszcze ciepłego śniegu. Tak, nawet śnieg w tym roku, zdałoby się, cieplejszy. Teraz jeszcze czuję owo rozgrzewające wrażenie w moich dłoniach.

Droga do pracy, zamiast codziennych piętnastu minut, zajęła mi dobre trzy kwadranse, miałem więc sporo czasu na refleksje natury meteorologicznej. Jak to dobrze, myślałem, że się mądrzy ludzie co i rusz zbierają i radzą, jak walczyć z paskudnym ociepleniem. Jak emisję, tfu tfu, obniżać. Chwała im za to! Nawet komitet Stortingu raczył owe starania docenić przed laty paroma.

Mówił mi jeden znajomy, że pewien jego znajomy mówił, że pewien profesor geolog mówił, że to wszystko bajki, że rozkładające się rośliny więcej CO2 wydzielają niż wszystkie nasze fabryki i inne paskudztwa, że lepiej by mądrzy ludzie zajęli się czymś pożyteczniejszym. Ale jak tu nie wierzyć, kiedy fakty same za siebie przemawiają: klimat się ociepla!

Pomyśli ktoś zapewne (zakładając oczywiście, że ktokolwiek czyta te słowa, a jak mówi przesławne prawo Dunsa Szkota, z fałszywej przesłanki wyprowadzić można zasadnie każdy wniosek), że Wojciech Fumel drwi sobie z zaangażowanych w ratowanie naszej planety ekologów. Skądże znowu! Wojciech Fumel nie drwi ze spraw śmiertelnej powagi, o nie!

Apeluję zatem: przeciwdziałajmy globalnemu ociepleniu!

12.7.09

Reprymenda


Złapał mnie wczorajszego popołudnia Prezes w Kapeluszu, drogą telefoniczną, i awanturę mi urządził, że zupełnie swoje obowiązki zaniedbuję, że nie piszę! Nic mnie nie usprawiedliwia wyjazd do Francji; delegacji, ostatecznie, nie dostałem -- tym bardziej, że zdążyłem już byłem powrócić. A co we Francji robiłem? Sprawy rodzinne? Korzenie tak zwane? Dobrze. Bardzo dobrze. A Internetu we Francji nie mają? A napisać nie łaska? Nie zwlekając zaległości nadrobić! A skoro już o Francji mowa, zbliża się u nich wielkie święto, może by Wojciech ze swoim historycznym zadęciem raczył słów parę wysmażyć przy tej okazji.

Gniew Prezesa jest jak burza w górach. Kto takowej doświadczył, zrozumie, co mam na myśli. Nieraz i walnie gdzieś, zdawałoby się, dalej, a i tak człowiek poczuje owo nieprzyjemne mrowienie. Myśli tylko, jak by tu umknąć, jak się schować, przeczekać, przetrwać.

Przeczekawszy i przetrwawszy, dygocąc wciąż cały, postanowiłem najpierw rozpakowywanie po podróży dokończyć, na co zszedł mi wczorajszy wieczór. Stąd dziś dopiero zasiadłem do pisania, i w pierwszej chwili musiałem swoje lęki na papier, tfu, na monitor przelać. Bastylia, ba! Francja cała może jeszcze poczekać. Ostatecznie to dopiero pojutrze. Coś do tej pory spłodzimy. Na wspomnienia wyjazdu i zebrane tamże materiały przyjdzie jeszcze czas.

Uff, przetrwałem.

9.6.09

Burza


Grzmi wprost... pioruńsko. Błyskawice raz po raz rozświetlają spowity w półmroku świat. Deszcz zaś leje rodem z Księgi Rodzaju. Taki, co to czterdzieści dni i czterdzieści nocy. Ale bardziej zawzięty, jakby chciał te czterdzieści dni i czetrdzieści nocy w czterdzieści minut i czterdzieści sekund wypadać. Czy wypada? Wypada mieć nadzieję. Pytanie tylko, czy jak wypada, to będzie jeszcze ktoś, kto mógłby się cieszyć z pierwszego promyka słońca zza chmur. Może wszystko zatonie w, hmm, morzu bulgotu, a może bełkotu... A morze bełkotu zalewa nas wszakże coraz... dogłębniej. Nawet Wojciech Fumel się w to morze wpisuje, wpisując na klawiaturze te bełkotliwe słowa... choć czasem chciałby się widzieć niczym na wyspie jakowej... lecz wyspa coraz mniejsza, coraz znikomiej spod wody wyziera...

Lecz nie zlęknie się on, samotny rozbitek, i na morzu bełkotu wypłynie jeszcze treścią jak tratwą.

17.5.09

Joseph de Fumel


Joseph de Fumel (ur. 1720, zm. 1794), syn Louisa de Fumel, po jego śmierci właściciel posiadłości Chateau Haut-Brion. Na jego lata przypadł okres świetności winnic i całego majątku. Zaprojektował park, oranżerię i kilka innych budynków, rozwinął handel winem z zagranicą.

Rewolucja Francuska traktowała go nieufnie jako arystokratę oraz ze względu na kontakty z Anglią. Ponadto liczni członkowie rodziny de Fumel emigrowali w tym czasie (m. in. do Anglii i Rosji). W roku 1794 Joseph został aresztowany i zgilotynowany.

14.4.09

Smacznego jajka


GARŚĆ PRZEMYŚLEŃ POWIELKANOCNYCH

O świątecznych metaforach

Wszystko nam się zatraca. Święta minione, najważniejsze święta Chrześcijaństwa w ogóle, tradycyjnie już zatonęły w deszczu kartek z zajączkami, niosącymi w koszyczkach śliczne żółte kurczaczki, względnie ich fazę larwalną -- piękne, wielobarwne pisanki. Gdy symbol przestaje symbolizować, czyli znaczyć coś więcej, a zaczyna istnieć jako swoje własne znaczenie, czytelność wszelkiej metafory zanika. Nie dziwi wobec tego natłok życzeń w stylu: Smacznego jajka czy Wesołego alleluja. W pewnym momencie jednak człowiek, który zachował jeszcze resztki krytycznego znaczenia, zadaje sobie kluczowe pytanie: ale o co chodzi?

(Zdrowia i alleluja, bo to najważniejsze, jak powiedziała Kwiatkowska w czternastym wieczorze Kabaretu Starszych Panów. W jakże piękny, absurdalny sposób ukazuje to absurdalność wcale nie pięknego gubienia głębszych sensów!)

A skoro już o jajkach mowa...


Różne przejawy dylematu jajka i kury

Co było najpierw: jajko czy kura? To pytanie nurtuje człowieka praktycznie od zawsze, a w każdym razie odkąd sięgam pamięcią. (Złośliwy powiedziałby może: czyli od okolic ostatniej środy. Ale zostawmy złośliwym ich jad na inne okazje.) Należy zaznaczyć, że owo metafizyczne jajko nie musi mieć w istocie nic wspólnego z tym, czym dzieliliśmy się w ostatnią niedzielę, zaś kura może wcale nie gdakać ani nawet nie mieć skrzydeł. Dylemat jajka i kury, w swej wersji uogólnionej, wiąże się z szukaniem pierwszej przyczyny tam, gdzie przyczyna i skutek są trudne do odróżnienia, a przeważnie wręcz oddziałują na siebie nawzajem, i wypływają jedno z drugiego i vice versa.

Ostatnio natrafiłem na parę interesujących przejawów tego zagadnienia w różnych dziedzinach.


Przejaw pierwszy: Göbekli Tepe a początki rolnictwa

W związku z odkryciem w Göbekli Tepe w Turcji najstarszej znanej świątyni (datowanej na co najmniej 9500 p. Chr.) pojawiła się teoria, iż jej wzniesienie miało związek z udomowieniem pszenicy. Istotnie, uprawiana obecnie pszenica jest najbliżej spokrewniona z pszenicą dziką właśnie z tych rejonów Turcji. Pytanie jednak, czy, jak twierdzi badający Göbekli Tepe prof. Schmidt wybudowanie miejsca kultu spowodowało potrzebę gromadzenia większych zapasów żywności, a więc między innymi udomowienia pszenicy, czy może na odwrót: odnalezienie miejsca obfitującego w pszenicę dającą się łatwo udomowić sprawiło, że człowiek ówczesny uznał to miejsce za wskazane przez bogów, i dlatego powstało tu miejsce kultu?


Przejaw drugi: architektura gotycka a polifonia średnio- wieczna

Pewien zaprzyjaźniony muzykolog opowiadał mi niedawno, że czytał fragment książki poświęconej postrzeganiu zmysłowemu w średnio- wieczu (rozdział poświęcony słuchowi, jak łatwo się domyślić). Znalazł tam taką oto koncepcję:
Na przełomie dwunastego i trzynastego stulecia w architekturze rozpoczął się okres gotyku. Kościoły były coraz wyższe, co powodowało, że dźwięki wysokie roznosiły się lepiej, podczas gdy dźwięki niskie miały dłuższy czas pogłosu. Miało to wpływ na praktykę muzyczną: właśnie od trzynastego wieku rozwija się średniowieczna polifonia oparta na długonutowym niskim tenorze oraz ruchliwych głosach wyższych. Tenor musiał być prowadzony w długich wartościach, gdyż w przeciwnym razie poszczególne dźwięki zlewałyby się i melodia byłaby nieczytelna. Głosy wyższe tymczasem mogły ulec rozdrobnieniu, ponieważ brzmiały bardziej klarownie.
Znowu nasuwa się jednak pytanie: czy faktycznie przemiany w archi- tekturze wpłynęły na przemiany w kompozycjach? A może nowe potrzeby muzyczne zaowocowały nowymi rozwiązaniami akustycz- nymi?


Ko, ko, ko

I na koniec jeszcze jedna uwaga. W algebrze liniowej mówi się, że jeśli kura zniosła jajko, to ko-jajko ko-zniosło ko-kurę.

8.4.09

Nevalı Çori


Nevalı Çori to stanowisko archeologiczne nad środkowym Eufratem (wschodnia Turcja). Odnaleziono tu ślady osadnictwa datowane na wczesny Neolit (między ok. 7500 a 6000 lat przed Chrystusem).

Göbekli Tepe


Göbekli Tepe to najstarsza odnaleziona na świecie świątynia. Jej najdawniejsze części datuje się nawet na 10 tysięcy lat przed Chrystusem.

Göbekli Tepe znajduje się na wzgórzu w południowo-wschodniej Turcji. Nie odnaleziono tam śladów osadnictwa, a jedynie pozostałości miejsca kultu.

Miejsce to zostało odkryte już w latach 60 dwudziestego stulecia, jednak dopiero staranne badania, prowadzone od roku 1994 pod kierunkiem profesora Klausa Schmidta, doprowadziły do odnalezienia najstarszych śladów obecności ludzkiej.


Zob. też Nevalı Çori

4.4.09

Obiecuję poprawę...


Ostatnio zaniedbałem się wielce w kwestii blogowania. Zapewne rzesze wirtualnych czytelników (czy raczej wirtualne rzesze czytelników...) mojego Notatnika... bardzo się tym faktem niepokoją. Mogę jedynie zapewnić o jak najlepszej mojej woli naprawy tego stanu rzeczy. Dołożę wszelkich starań, by nowe wpisy pojawiały się z większą regularnością.

Wir codzienności pochwycił mnie i zastosował wobec mnie wszelkie implikacje zasady zachowania momentu pędu, łącznie z nieustannymi zawrotami głowy.

Ale nic. Nie zlęknę się, jak rzekłby (gdyby żył) Stachura. Pudowy kamień (na marginesie, pewien zaprzyjaźniony muzyk wspominał mi, że ktoś odczytał owe słowa opacznie jako pudrowy kamień...) -- spod niego wstanę.

7.3.09

Jean-Felix-Henri de Fumel


Jean-Felix-Henri de Fumel (ur. 1715, zm. 1790) był od roku 1750 biskupem prastarej diecezji Lodève w południowej Francji (obecnie część archidiecezji Montpellier).

4.3.09

Wojciech Bobowski


Wojciech Bobowski, znany też m. in. jako Ali Ufqi, to postać nader barwna. Urodzony we Lwowie około roku 1610 lub 1616 w rodzinie protestanckiej, pobierał nauki gry na organach. Porwany przez Tatarów Krymskich w najeździe, zapewne w roku 1639, trafił na dwór sułtana Murada IV. Jego zdolności muzyczne oraz znajomość wielu języków pomogły mu osiągnąć na dworze wysoką pozycję dragomana, tj. dyplomaty-tłumacza.

Jego nader bogaty dorobek obejmuje m. in. autorstwo Gramatyki i słownika tureckiego, turecki przekład Biblii (Kitabı Mukaddes), komentarze i tłumaczenie Angielskiego Katechizmu, turecka adaptacja muzyki i tekstów kilku psalmów (Mezmurlar), dwie antologie utworów instrumentalnych i wokalnych (Mecmûa-i Sâz ü Söz), szereg kompozycji własnych, a także dostosowanie europejskiej notacji muzycznej do potrzeb muzyki tureckiej. Był ponadto malarzem, stworzył m. in. trzy albumy miniatur z życia dworu sułtana.

15.2.09

Fumel


Hasło Fumel odnosi się do dwóch pojęć.

1. Fumel to miasteczko we Francji, położone nad rzeką Lot (w regionie Akwi- tanii, w departamencie Lot-et-Garonne). Według danych z roku 2006 gminę Fumel zamieszkiwało 5285 osób.

W miasteczku znajduje się zamek (zbudo- wany w czasach Wojny Stuletniej, zniszczo- ny, przebudowywany), w którym obecnie mieści się merostwo.


[po lewej - krużganki zamku w Fumel]


2. de Fumel to prastary francuski ród, którego udokumentowane korzenie sięgają dwunastego stulecia. Przez wiele lat baronowie Fumel. W osiemnastym wieku związani m.in. z winiarstwem (wina Chateau Haut-Brion). Prześladowani przez Rewolucję Francuską, niektórzy emigrowali (część trafiła m.in. do Odessy i na Kaukaz, stamtąd zaś po I wojnie światowej do Polski).

Hasła poświęcone rodzinie de Fumel:
Jean-Felix-Henri de Fumel, biskup, XVIII w.
Joseph de Fumel, właściciel majątku Chateau Haut-Brion, XVIII w.

14.2.09

Święty Walenty


Święty Walenty (zm. ok. 269) to biskup Terni koło Rzymu, prawdopodobnie ścięty w czasie prześladowań Chrześcijan za czasów cesarza Klaudiusza II Gockiego. Z wykształcenia lekarz. Patron chorób takich jak padaczka, podagra. W świeckiej tradycji zachodniej również zakochanych, chociaż właściwie nie wiadomo dlaczego. Snuje się wprawdzie legendy o udzielanych potajemnie ślubach czy o więziennej miłości św. Walentego do niewidomej córki strażnika, która odzyskała wzrok, ale ile w tym prawdy, jak mawiał Stachura. Powiązanie postaci św. Walentego z zakochanymi wywodzi się z późnośredniowiecznej Anglii i Francji, jednak szczególną popularność zyskało w Ameryce. Do Polski zwyczaj ów przywędrował niedawno, w latach 90 ubiegłego stulecia.
Data 14 lutego jako Dnia Zakochanych budzi różnorakie wątpliwości. Stąd w dawnej (pogańskiej jeszcze) tradycji słowiańskiej podobną rolę pełniła Kupała (Sobótka, później Noc Świętojańska).

Bywam pytany, dlaczego nie obchodzę Walentynek. Odpowiadam. Jeśli ktoś potrzebuje specjalnej daty do tego, by wyznawać sobie nawzajem miłość, jeśli komuś nie przeszkadza konwencjonalizacja i komercjalizacja uczuć, bardzo proszę. Ale Wojciecha Fumela w to nie mieszajcie.

Cyryl i Metody


Cyryl (827-869) i Metody (815-885) to dwaj bracia, którzy prowadzili misję chrystianizacyjną na ziemiach Słowian. Zostali wysłani przez cesarza bizantyjskiego Michała na prośbę księcia wielkomorawskiego Rościsława. Ich matka była Słowianką, stąd znali język słowiański, a na potrzeby ewangelizacji stworzyli składający się z czterdziestu liter alfabet (głagolicę) i tłumaczyli Pismo Św. na język staro-cerkiewno-słowiański. W swojej misji napotkali na liczne trudności ze strony kleru niemieckiego. Cyryl zmarł w Rzymie (14 lutego 869 roku), gdzie obaj udali się szukając poparcia papieża. Metody został arcybiskupem Moraw, w latach 870-873 więziony na Jeziorze Bodeńskim. Po uwolnieniu kontynuował chrystianizację aż do śmierci.

Kościół Katolicki czci św. Cyryla i Metodego jako patronów Europy. Ich święto obchodzone jest 14 lutego.

13.2.09

Chateau Haut-Brion


Hasło Chateau Haut-Brion odnosi się do dwóch pojęć.

1. Francuskie wino premier cru, pochodzące z winnic w Pessac pod Bordeaux.





(po lewej: etykietka wina Chateau Haut-Brion)


2. Zamek, usytuowany w pobliżu Bordeaux.



(po prawej: Drzeworyt, przedstawiający zamek na przełomie XIX i XX wieku)



Oba pojęcia wiążą się ściśle z rodziną de Fumelów. Zamek, wzniesiony przez rodzinę Pontac, był w posiadaniu de Fumelów od końca XVII wieku, zaś tutejsze wina doczekały swego rozkwitu właśnie za ich czasów, szczególnie w dobie Josepha de Fumel.

23.1.09

Hotel Hilberta


Hotel Hilberta to hotel o nieskończonej liczbie miejsc.
Jest użyteczny, jeśli ktoś chce mieć pewność, że bez uprzedniego rezerwowania na pewno znajdzie wolne miejsce na nocleg.
Pewnego razu wszystkie miejsca w Hotelu Hilberta były zajęte. Nagle do Hotelu przybył niezwykle ważny gość: sławny podróżnik gwiazdowy Ijon Tichy. Co tu zrobić? Sprytni recepcjoniści znaleźli proste rozwiązanie. Zadzwonili do każdego z gości, prosząc, by przeniósł się do pokoju o numerze o jeden wyższym od obecnie zajmowanego. W ten sposób nikt nie został bez pokoju, zwolnił się natomiast pokój numer 1, w którym ulokowano Ijona Tichego.
Innym razem -- przy znów pełnym hotelu -- zdarzyło się, że przybyła nieskończenie liczna wycieczka Indukcjonistów. I jakże tu zostawić ich bez dachu nad głową! Ale i na to znalazł się sposób. Recepcjoniści zadzwonili do wszystkich gości, prosząc ich, by każdy przeniósł się do pokoju o numerze dwukrotnie wyższym od obecnie zajmowanego. W ten sposób pokoje o numerach nieparzystych zostały zwolnione -- i w nich ulokowano Indukcjonistów.

[opowieści o Hotelu Hilberta pochodzą z różnych źródeł - przyp. WAdF]

O pisowni NIE z imiesłowami przymiotnikowymi


Gdy Rada Języka Polskiego postanowiła, że NIE z imiesłowami przymiotnikowymi pisać należy jednynie łącznie -- czyniąc tym jednym posunięciem pisownię dotąd zalecaną (w konkretnych przypadkach) odtąd już wręcz niepoprawną -- myślałem, że mnie krew zaleje. W wielu bowiem sytuacjach to, czy napiszemy NIE łącznie, czy osobno, diametralnie zmienia znaczenie. Cóż to bowiem znaczy: "Architekt powrócił do nie skończonego projektu."? -- Ano, rzecz oczywista: postanowił go dokończyć. Co zaś znaczy: "Architekt powrócił do nieskończonego projektu."? -- Ano, rzecz jasna: Architekt to szaleniec, gdyż z uporem próbuje zaprojektować obiekt nieskończonych rozmiarów, jak, dajmy na to, HOTEL HILBERTA, czy Biblioteka Niewidocznego Uniwersytetu w Ankh-Morpork.

16.1.09

Ruda


W moich zapiskach sprzed lat kilku znalazłem taką oto historię:


Po raz pierwszy zobaczyłem ją na peronie, oczekując na pociąg do Warszawy. Była to dziewczyna lat może trzynastu, raczej niewysoka, wściekle ruda i piegowata, ubrana na jaskrawe kolory. Nie była z pewnością ładna w codziennym rozumieniu tego słowa… Ale miała w sobie coś, co sprawiło, że wpatrzyłem się w nią dłużej nieco, niż zwykle przyglądam się ludziom, co, jak niektórym wiadomo, bardzo lubię robić… W pewnej chwili odwróciła się w moją stronę, napotkała mój wzrok i uśmiechnęła się szeroko. Zamarłem pod jej spojrzeniem, zmrożony grymasem jej twarzy, sam nie wiem, czy bardziej życzliwym, czy złośliwym… Patrzyliśmy na siebie chwilę, ale to ja, choć zawsze staram się patrzeć ludziom w oczy, odwrócił się pierwszy. Nie wy­trzymałem napięcia, nie zniosłem jej wzroku i uśmiechu, wygrała. Od tamtej pory spotykałem ją jeszcze kilkakrotnie, czy to na stacji, czy na ulicy. Zawsze ubrana była w tę samą jaskrawą niebie­s­ko-pomarańczową kurtkę, wiecznie tak samo ruda i piegowata. I ten uśmiech, niezmiennie niejed­noznaczny, który śnił mi się po nocach niespokojnych… Za każdym razem obiecywałem sobie odwzajemnić go przy następnym spotkaniu, czy wręcz zaczepić ją, zapytać, o co jej chodzi, czego chce ode mnie — ciągle jednak brakowało mi odwagi, wciąż nieruchomiałem na jej widok, serce biło mi żywiej; byłem bezsilny. I musiałem odwrócić się pierwszy. Cóż za moc niepojęta była w tej rudej piegusce???

Potem przestałem ją spotykać. Ostatnio widziałem ją znowu, ale nie zauważyła mnie. Szkoda. Ciekaw jestem, jak wypadłaby nasza konfrontacja po długiej przerwie…

Zbieractwo


Stanisław Lem do końca życia z pasją oddawał się gromadzeniu faktów. Wymaga to niewątpliwie zacięcia, inteligencji i systema- tyczności -- aby nie pogubić się w codziennym zalewie informacji. Hobby to jednak bardzo pożyteczne i nader atrakcyjne.

Z żalem myślę, ile cennych, interesujących informacji umknęło mi poprzez zaniedbania (własne i cudze). Ot, choćby pewien znajomy student fizyki usłyszał na jednym wykładzie, że minerał znany u nas jako opal, w języku pewnego plemienia Indian nosi nazwę, która znaczy tyle, co rzeka złudzeń. Nie zanotował jednak, ani nie zapamiętał, o jakich to Indian chodziło, ani jak brzmiała owa nazwa. Doprawdy, karygodne lekceważenie i jakaż strata!

Zachęcam do systematycznego gromadzenia faktów, do rozpowszech- niania ich we wszelkich formach -- czy to anegdot, czy pismem, czy jak jeszcze komu wygodnie.

14.1.09

Amerykańskie Stonehenge?


5 września 2007. Lokalna gazeta Traverse City Record Eagle doniosła o odkryciu, dokonanym przez nurków w pobliskim Jeziorze Michigan. Odnaleźli oni mianowicie (na dnie wspomnianego jeziora, gdzie nurkowali w poszukiwaniu wraków) granitowy głaz z czymś, co przypomina wyryty wizerunek mastodonta. Znajdował się on na głębokości około dwunastu metrów, i, według słów nurków, "gdy widziało się go w wodzie, chciało się rzec, że jest prawdziwy[m mastodontem - przyp. WAdF]".

Pojawiły się wszakże sugestie, że oko ludzkie ma tendencję do dostrzegania znajomych obiektów tam, gdzie ich nie ma -- zjawisko istotnie znane psychologii postrzegania.

Aby mieć pewność w tej kwestii, należało zasięgnąć opinii fachowców. Niestety, specjaliści od petroglifów (wyrytych w skale prehistorycznych rysunków) na ogół nie nurkują... Posiłkując się samymi fotografiami nie byli przekonani. Daniel Fisher, kustosz Muzeum Paleontologii Uniwersytetu Michigan, stwierdził, że ewentualny rysunek jest bardzo nikły -- zaś oprócz niego na głazie widać inne linie bądź rysy. Nie odrzucił jednak hipotezy petroglifu, przyznał też, że sprawa go zaintrygowała.

Dr. Mark Holley, antropolog, doświadczony nurek i podwodny archeolog, odnalazł ów głaz wraz ze studentami w obrębie długiej na 50 kilometrów zatoki (dokładna lokalizacja utajniona z obawy przed atakami wandalizmu), w grupie innych głazów. I tu zaczyna się ciekawa część historii. Głazy owe ułożone były w kręgi na płaskim dnie jeziora.

5 stycznia 2009. Wprawdzie wzmiankowany artykuł, jak również tak samo datowany wpis na NowPublic.com, na tym się zatrzymują, jednak na blogu architekta Geoffa Manaugh odnaleźć można więcej informacji i zdjęcia podwodnych kręgów.


Garść faktów z wiedzy ogólnej.


* Mastodonty
to wszystkie słoniowate, nie będące słoniami. Na terenach Ameryki Północnej wyginęły około 10 000 lat temu (u schyłku epoki lodowcowej).
* Wraz z cofaniem się lodowca, ludzie podążali na północ (m.in. za mastodontami -- bądź co bądź mastodont to solidna porcja mięsa).
* Dno Jeziora Michigan było wtedy przypuszczalnie suche.

* Stonehenge, tajemniczy krąg monolitycznych głazów, usytuowany na terytorium Anglii, a zbudowany z materiału sprowadzonego zapewne ze wzgórz Walii, zaczął powstawać około 3 000 p. Chr., czyli nieco ponad 5 000 lat temu.


Jeżeli zatem doniesienia z Traverse City potwierdziłyby się, mielibyśmy do czynienia z kręgiem analogicznym do Stonehenge, lecz o 5 000 lat starszym!

10.1.09

Rozmowa z Orfeuszem


Przyczynek do analizy wiersza

1. Forma
Wiersz ma budowę stroficzną, składa się z siedmiu zwrotek, z których pierwsze dwie oraz ostatnia (odpowiednio 5- i 6-wersowa oraz 5-wersowa) są nieregularne, pozostałe natomiast (dwie 4-wersowe i dwie 8-wersowe) pisane są trzynastozgłoskowcem. Rymy żeńskie, zazwyczaj dokładne, sąsiadujące bądź naprzemienne.

2. Treść i próba interpretacji
Podmiotem lirycznym jest osoba bliżej nieokreślona, pełni ona jednak zaledwie funkcję adresata , słuchacza dramatycznego monologu Orfeusza. Podobnie jak forma, początkowo nieokreślona, niepewna, tak i wypowiedź Orfeusza w knajpianym gwarze zaczyna się od refleksji skrótowych, by w swym toku rozkwitnąć pięknymi obrazami dawnej wielkości prześwietnego barda, który przeszedł niebo i piekło, wszystko stracił, a żyje.
Orfeusz wspomina wzruszenie ludzi i bogów, wywołane jego grą. Ukazuje zarazem, iż śpiew, który dla świata prawa ciemności obala, jest dla niego samego falą, która go unosi po morzach, w których błądzi. Błądzenie to jest dlań najwyższym celem, bo w ten sposób tworzy szczęście.
Tworzy jednak daremnie. Jest świadomy, że sztuka nie obroni go przed nierozumnym okrucieństwem pijanych Bachantek. Jego los jest mu wiadomy. Będzie on krążył mitem tylko po ziemi dalekiej, straszył, pokazywał drogę po której iść nie warto.
Z tej drogi Orfeusz jednak zejść nie może. Utraciwszy swą ukochaną Eurydykę, może tylko wznieść ostatni toast jej pamięci; może tylko śpiewem wyrażać swą tęsknotę. A świat według niego nie ma sensu. Sens ma sztuka.
Wyjdzie więc Orfeusz z owej knajpy, i grać będzie ostatnią swą pieśń. Dla nas zaś pozostanie wielkim symbolem. Symbolem miłości, poświęcenia, heroizmu i -- sztuki, która wypełnia wszystko.

6.1.09

Powrót Trzech Magów


Pismo Święte lakonicznie odnosi się do kwestii ostrzeżenia, danego trzem mędrcom: "A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się z powrotem do swojego kraju." (Mt 2,12)

Jakże ów nakaz przedstawiał się we śnie? Kto ukazał się trzem mędrcom? Czy sam Herod nie wzbudził w nich żadnych podejrzeń? O tym wszystkim Ewangelista Mateusz milczy.

A Wojciech Fumel proponuje mikroopowiadanie.

Trzech Króli


Uroczystość Objawienia Pańskiego, Epifania, powszechnie znana jako 'Trzech Króli', upamiętnia wydarzenie opisane w Biblii. O mędrcach ze Wschodu pisze w Ewangelii tylko Mateusz (zob. Mt 2,1-12). Nie podaje ich liczby, jednak tradycja, z racji przyniesionych darów, mówi o trzech mędrcach (bądź magach), których lud przyswoił jako Królów.

Epifanię wprowadziło chrześcijaństwo w czwartym stuleciu, celem wyparcia obchodów narodzin Aiona, greckiego bożka czasu (na marginesie odsyłam do artykułu Aion z pogranicza fizyki, religii i meta-).

Trzej Królowie stanowią symbol i pierwowzór osób dających prezenty, stąd np. w Hiszpanii w owym dniu (zwanym tu Los Reyes Magos) ludzie obdarowują się nawzajem.

Do symboliki tej nawiązuje również O. Henry w opowiadaniu The Gift of the Magi.

K+M+B czy C+M+B?
Zgodnie z ludową świadomością (wiedza obiegowa, zob. Trzy kategorie wiedzy), K+M+B to pierwsze litery imion, jakie tradycja przypisuje Trzem mędrcom (królom): Kacper, Melchior, Baltazar. Wykładnia taka bywa również głoszona w kościele. Prawdopodobnie jednak geneza owej symboliki jest nieco inna. Skrót ten, pierwotnie w postaci C+M+B, odpowiada słowom Christus Mansionem Benedicat, co znaczy mniej więcej 'Niech Chrystus błogosławi temu domowi'. (Święty Augustyn podaje inną interpretację: Christus Multorem Benefactus, 'Chrystus dobroczyńcą wielu'.) Stąd, za pośrednictwem łacińskich odpowiedników, pojawiła się, jak przypuszczam, interpretacja świecka, a może i nawet tu tkwi źródło domniemanych imion Trzech Króli...
Wydaje się zatem, iż wersją poprawną (tzn. taką, która winna się pojawić na drzwiach świadomego katolika) jest wersja C+M+B. Istotą jest jednak to, byśmy pamiętali, co to ma symbolizować -- aby nie pozostać na poziomie obrzędów magicznych.

5.1.09

Zima stulecia


Zima zaskoczyła wszystkich.

Zaskoczyła meteorologów, którzy wróżąc ze swych geofizycznych fusów twierdzili jeszcze w początkach grudnia, że całe zasoby śniegów i mrozów wyczerpały się w listopadzie.

Zaskoczyła Gazdę Bachledę spod Bukowiny Tatrzańskiej, który ufając swemu nieomylnemu w tych sprawach przeczuciu poczynił minimalne ledwie zapasy drewna, a teraz zakupić musiał kolejną porcję za potrójną cenę, przez co kryć się musi po kątach przed pieklącą się żoną.

Zaskoczyła, przyznać trzeba ze wstydem, nawet drogowców, tak zawsze jasnych i gotowych.

Zima zaś, wbrew nauce, wbrew intuicji, wbrew wreszcie rutynie, zaatakowała najniespodziewaniej w początkach stycznia. Mróz wymalował na szybach kwiatki rozmaite, a śnieg pokrył ziemię grubą warstwą. Pewnego ranka pewien podwarszawski nauczyciel, wyglądając przez okno, z przerażeniem odkrył, że zamiast jego samochodu, w ogrodzie znajduje się gigantyczna zaspa. Zanim się tam dokopał, mocował się z drzwiami wejściowymi swego domostwa, które śnieg zablokował. Uderzyło go dojmujące zimno. Samochód, odzyskany wreszcie spod pierzyny z białego puchu, grzał się dobry kwadrans, zanim przez zamarznięte szyby można było coś dostrzec, a wehikuł raczył ruszyć się z miejsca.

Termometry wskazały -25 stopni Celsjusza, a temperatura wciąż spada.

Drogi, zasypane i oblodzone, stały się miejscem scen dantejskich, których, przez delikatność, nie przytoczymy. Na ulice miasta, do pomocy drogowcom, wyruszyła straż pożarna.

Zamknięto gorzej ogrzewane szkoły. Komunikacja miejska została sparaliżowana, szwankować zaczęły telefony stacjonarne, w niektórych miejscowościach, wskutek nadmiernego skurczenia i zerwania przewodów, zabrakło prądu.

Sklepy skróciły czas pracy. Narastają gigantyczne kolejki, jakich nie widziano od dwudziestu lat.

Rząd zebrał się na specjalną naradę, by zadecydować o wprowadzeniu stanu wyjątkowego i umożliwić wprowadzenie wojska na ulice, do pomocy służbom miejskim, a także dla zapanowania nad wybuchającą raz po raz masową histerią.

* * *

Koniec końców, przyjdzie nam chyba za Wojciechem Waglewskim śpiewać: Myślę sobie, że ta zima musi kiedyś minąć. I liczyć na to w głębi serca.

Jeszcze o 'blogu'


Przyznać muszę -- nigdy bym wcześniej nie pomyślał -- owo blogowanie nawet mi odpowiada. Nikt mi tu (na razie) niczego nie narzuca (nawet ja sam sobie samemu na odrobinę swobody pozwalam). Bardzo to odświeżające.

Mogę pisać o wszystkim, co mi tylko do głowy przyjdzie (a przychodzi sporo, choć nierzadko są to rzeczy raczej się do publikacji nie nadające). Mogę pisać od rzeczy do rzeczy. I zupełnie od rzeczy również (to chyba najczęściej). Mogę śmiejąc się, głośno krzyczeć to, czego poważnie nie ośmieliłbym się wyszeptać. Mogę kolekcjonować osobliwości. Mogę kpić w żywe oczy. A nawet pytać o drogę.

Forma tego całego bałaganu ma ciekawe własności. Tworzą się sieci powiązań i odwołań. To zabawne, na tak błahych treściach tworzyć tak skomplikowane struktury...

Słowem, nie wiem, czy to właśnie sobie Prezes w Kapeluszu wyobrażał, sugerując mi pisanie Notatnika osobliwego, niemniej wdzięczny mu jestem niezmiernie za ową ideę. (Pewnie teraz żałuje.)

4.1.09

Trzy kategorie wiedzy


Wiedzę
możemy ze względów poznawczych podzielić na trzy kategorie:
1. oficjalną,
2. obiegową,
3. zbliżoną do prawdy.

Wiedza oficjalna to wiedza zinstytucjonalizowana, przenoszona za pomocą mediów (mass mediów, książek, itp.), głoszona przez autorytety. Jej cechą charakterystyczną jest dążność do kształtowania opinii, światopoglądów, kreowanie pewnego obrazu rzeczywistości, swoista (ukryta) życzeniowość. Zależnie od kontekstu, wyróżniamy liczne podkategorie: propaganda, agitacja, cenzura, ideologia, rzeczywistość medialna, rzeczywistość akademicka itp. Posiada dużą siłę oddziaływania, jednak ze względu na swą niespójność (często różne instytucje dążą do przekazania tzw. prawd, pozostających jedne z drugimi w sprzeczności) nie tworzy jednego obrazu świata i podlega licznym krytykom.

Wiedza obiegowa to wiedza ludu, tak zwany zdrowy rozsądek, względnie chłopski rozum, cechująca się powszechnością, schematycznością, licznymi uproszczeniami. Przekazywana z ust do ust (plotka, pogłoska, pomówienie), nabyta w drodze gromadzenia doświadzeń, nauczana w szkołach, względnie publikowana w rozmaitych książkach lub czasopismach (wiedza popularna). Ten rodzaj wiedzy, podlegający kształtowaniu przez różne przejawy wiedzy oficjalnej, jest najszerzej rozpowszechniony.

Wiedza zbliżona do prawdy to wiedza bliska stanowi faktycznemu. Ze względu na swą nieoczywistość z jednej strony, i nieatrakcyjność z drugiej, dostępna jest tylko nielicznym jednostkom, takim mianowicie, które cechują się zdolnością krytycznego myślenia, i nie zatraciły jej w trakcie procesu edukacji i socjalizacji. Ze względu na niewielką siłę oddziaływania, posiada marginalne znaczenie.

Czcibor


Hasło Czcibor odnosi się do kilku pojęć

1. Czcibor Cedynia - klub piłkarski, założony w roku 1946, postrach ligi okręgowej, grupy 2.

2a) Czcibor to słowiańskie imię męskie, oznaczające tego, który czci walkę. Imię to nosił m.in. brat Mieszka I, który to zapisał się w historii zwycięską ofensywą w bitwie pod Cedynią (972), został również upamiętniony w powieści Dzikowy skarb Karola Bunscha (jako Ścibor).
Czcibor obchodzi imieniny 12 listopada.

2b) Czcibor Hejwowski. Muzyk, założyciel i lider zespołu TABAC. Niepoprawny optymista, głowa tęga, o skłonności do przesady i sądów kategorycznych. Ceni cięty język i przenikliwe poczucie humoru. W ciągłym (mentalnym) ruchu, zawsze ma na głowie o kilka spraw za dużo. Lubi dobrą zabawę. Postrach parkietu (i partnerek). Życzliwy i uprzejmy, potrafi jednak, gdy mu się kto da we znaki, pokazać rogi.

3.1.09

ROMEO I JULIAN


z podziękowaniami dla Toli


Któregoś dnia, w dziale "Kultura" pewnej ogólnopolskiej gazety codziennej, przeczytamy następującą recenzję:

------------------------------------------------------------
TRYUMF MIŁOŚCI W NIETOLERANCYJNYM ŚWIECIE
Romeo i Julian. Teatr Fikcyjny. Piątek 19:00, sobota i niedziela 18:00.

Szekspir niejednokrotnie podlegał licznym reinterpretacjom; nie raz wykazano, że jego archetypiczne dramaty nie ulegają zębom czasu. Genialność jego polega na tym, że bez trudu odnajduje się w zmieniających się realiach dynamicznego świata współczesnego, nie idąc przy tym na żadne kompromisy.
Teatr Fikcyjny zaprezentował ostatnio uwspółcześnioną wersję dramatu Romeo i Julia, pod zmienionym tytułem Romeo i Julian.
Romeo to dziecko przedmieść, członek gangu, dostawca marihuany, o skłonności do alkoholu i szybkiej jazdy na motorze. Julian, chłopak z tzw. dobrego domu, wychowywany, niczym w klatce -- w tradycyjnych wartościach, ze zgrozą odkrywa własną orientację. Romeo fascynuje go niczym nieskrępowaną swobodą i krzykliwą autoekspresją. Wkrótce dwóch młodzieńców połączy gwałtowne uczucie, skazane wszak z góry na niepowodzenie w naszym homofobicznym świecie. Ani rodzina Juliana, tkwiąca w konserwatywnych przesądach, nie może zaakceptować jego odmienności, ani środowisko Romea nie może przyjąć jego uczucia do dziecka konformistycznych mieszczuchów
.
Chociaż wszystko jest tu wiadome i zmierza do z góry przewidzianego finału (Julian przedawkował, Romeo zginął w samobójczym wypadku motorowym), jednak reżyserowany przez Annę X. Kowalską, młodą reżyserkę i teatrolożkę spektakl Teatru Fikcyjnego ma wielką siłę wyrazu. Wspaniałe, poruszające sceny karkołomnych motorowych popisów Romea pod balkonem Juliana, czułe dialogi, wreszcie dramatyczna scena finałowa -- to tylko niektóre elementy, przesądzające o wielkości przedstawienia.
Jedynym mankamentem jest niekiedy może zbyt nieśmiała, zbyt wygładzona gra aktorska, jakby odtwórcy głównych ról nie do końca wierzyli, że warto głosić ideę tolerancji, że mury w końcu runą. Może krępuje ich nieco znajomość tekstu oryginalnego. Ale przecież i Szekspir był, jak wiadomo, gejem, a jego dramat to jakże przemyślna mistyfikacja, która pod przykrywką tradycyjności przemyca ową piękną myśl: prawdziwa miłość musi w końcu zwyciężyć.
Ludzkość tego doczeka.
(W.A.d.F.)
------------------------------------------------------------

Podkreślenia w cytowanym tekście pochodzą od Wojciecha Fumela.


blog


Blog
to słowo z rzędu uwielbianych przeze mnie do białej gorączki. (Proszę się nie gorszyć tym oksymoronem. Użyłem go świadomie. Mam ambiwalentny stosunek do tego słowa, powiedziałby Yossarian...) Stawia mnie ono wobec męczonego w szkołach na języku polskim pytania o wyobcowanie ze współczesnej polszczyzny...

Żeby trochę zmądrzeć, zajrzałem najpierw do słowników. (Online, żeby nie było.)
Słownik języka polskiego PWN mówi, że blog jest to «dziennik prowadzony przez internautę na stronach WWW».

Nie jestem taki głupi. Dobrze wiem, że to anglicyzm.

Szukam dalej. (Na dictionary.com, rzecz jasna.)
Dowiaduję się, że blog to dziennik online. Że występuje w funkcji czasownika: «prowadzić dziennik lub chronologię myśli -- online». Że zwany jest też Weblog.

Ha! Jesteśmy w domu. Log to przecież dziennik (np. pokładowy, podróży itp.). Czyli Weblog to dziennik pokładowy w sieci prowadzony.

Welcome on board, Ladies and Gentlemen.

Anioł


Hasło anioł odnosi się do dwóch pojęć.

1. Anioł to istota wyższa, służąca siłom dobra.

Anioł wygląda zwyczajnie. Nie poznasz go po wyglądzie. Nie nosi skrzydeł, nie bije od niego nierealna poświata. Jednak gdy kroczy przez świat, dookoła dzieją się małe cuda. Tyle że małe cuda mało kto potrafi dostrzec...

Anioły są wśród nas. Niejednokrotnie zdarzyło mi się tego doświadczyć, ba! nawet spotkać kilkoro.


2a) Anioł to imię męskie, pochodzenia greckiego.
2b) Anioł z Acri, ur. jako Lucantonio Falcone, błogosławiony Kościoła Katolickiego. Żył na przełomie XVII i XVIII wieku. Trzykrotnie wstępował do zakonu kapucynów, i dopiero za trzecim razem zakończył nowicjat i przyjął święcenia.

[A jak ktoś nie wierzy, to niech sobie sprawdzi. Na przykład na Wikipedii.]

FUMELOPEDIA


Fumelopedia
to, innymi słowy, Wojciecha Fumela Encyklopedia Osobliwa. Poniżej będzie (narastająca z czasem) lista odsyłaczy do konkretnych haseł, które mam nadzieję kiedyś napisać.

Lista będzie alfabetyczna, czyli zaczynać się będzie od haseł na literę A. Na przykład anioł. Po nich następować będą hasła na literę B. Na przykład blog. I tak dalej, zgodnie z porządkiem liter.


Dostępne hasła:

Ali Ufqi, zob. Wojciech Bobowski
anioł

blog

Chateau Haut-Brion
chłopski rozum, zob. Trzy kategorie wiedzy
Cyryl i Metody
Czcibor

de Fumel, zob. Fumel (2)

Epifania, zob. Trzech Króli

Fumel
Fumel, Jean-Félix-Henri de
Fumel, Joseph de
Fumelopedia

Göbekli Tepe

Haut-Brion, Chateau
Hotel Hilberta

Nevalı Çori

św. Cyryl i Metody
św. Walenty

Trzech Króli
Trzy kategorie wiedzy

Uroczystość Objawienia Pańskiego, zob. Trzech Króli

Walenty, św.
Wojciech Bobowski

zdrowy rozsądek, zob. Trzy kategorie wiedzy

2.1.09

Muzyczna wyspa


cyt. za 'Traktor królewski'
, nr 2 (marzec 2006)

MUZYCZNA WYSPA
Nowe dowody w sprawie rozpętanej przez Platona burzy

Zachodnie pisma naukowe donoszą o nowych dowodach na istnienie legendarnej Atlantydy. Wsparcie dla zwolenników teorii o jej realności przyszło z niespodziewanej strony. Jak donoszą zachodnie pisma branżowe, nowych faktów w tej sprawie dostarczyły badania… muzykologów, a konkretnie zespołu badaczy portugalskich i iberoamerykańskich pod kierunkiem profesora Anatola Jorge da Alantejo. Wyniki nie zostały jeszcze opublikowane, jednak trwające od kilku miesięcy badania opierały się o analizę występujących po obu stronach Atlantyku formuł melodycznych w zachowanych archaicznych śpiewach oraz porównanie skal południowoamerykańskich fletni pana i starożytnych egipskich obojów podwójnych. Jak się dowiedzieliśmy, odkryto zdumiewające zbieżności.

“Trwa jeszcze opracowywanie wyników, ale już w tej chwili jesteśmy pewni, że te podobieństwa nie są przypadkowe. Przypuszczamy, że kultury muzyczne po obu stronach Atlantyku wywodzą się od wspólnych korzeni.” mówi prof. de Alantejo.

Czekamy z niecierpliwością na publikację.

Ciąg dalszy


Ponieważ doskwiera mi nadmiar zadań do wykonania, nie pozostaje nic innego, jak z czegoś zrezygnować. A że wybór jest trudny, postanowiłem zrezygnować ze wszystkiego. I zająć się czymś "produktywnym".

Pora więc na wypocin moich... ciąg dalszy.

Z matematyki znamy różne ciągi... ale pewnie mało kto z czytających te słowa (biorąc pod uwagę, że z dużym prawdopodobieństwem mało kto je czyta, mogę tego typu arbitralne sądy wypowiadać bez większego ryzyka pomyłki...) wie, co to takiego ciąg dalszy.

A ja wiem.

Wieloletnie studia nad przedmiotem doprowadziły mnie do wniosku, że ciąg dalszy jest to taki ciąg, dla którego n>N. (W tej słynnej definicji z epsilonem i deltą i całą serią kwantyfikatorów, które powracają w nocnych koszmarach niejednego licealisty. A przecież to jedna z prostszych -- i podstawowych -- definicji matematycznych.)

W ramach ciągu dalszego chciałbym zaznaczyć, że różne rzeczy będę tutaj pisał. Pojawiło się nawet na górze takie miejsce z zasygnalizowanymi tematami. Można by to nazwać meta-blogiem, jako że wynosi nas poza przestrzeń blogu, mówiąc coś o nim... Dla wszystkich wystraszonych (jak również dla tych, dla których meta jest za rogiem) chciałbym, ku pokrzepieniu, zacytować takie oto meta-podziękowanie, jakie trafiło do jednego z lokalnych miesięczników:

META-PODZIĘKOWANIE DLA METAREDAKCJI

Podziękowanie jest relacją dwuargumentową, której dziedziną jest zbiór wszystkich ludzi. Zamiast mówić ‘A i B są w relacji podziękowania’ mówimy ‘A dziękuje B’. Niekiedy relacja podziękowania bywa rozbudowana do postaci trójargumentowej, ‘A dziękuje B za C,’ przy czym argument C może być dowolnym przedmiotem. A nazywamy ze względów gramatycznych podmiotem dziękującym, B — z braku lepszych pomysłów — nazywamy adresatem podziękowania, C zaś ze względów formalnych nazywamy przedmiotem podziękowania.

Przykład: Czytelnik dziękuje redakcji za ostrzeżenie.

‘Czytelnik’ jest w tym zdaniu podmiotem dziękującym, ‘redakcja’ adresatem podziękowania, zaś ‘ostrzeżenie’ przedmiotem podziękowania.

Meta-wdzięczny meta-czytelnik
pan Anatol



1.1.09

2009


No i zaczął się. Chociaż jeszcze nie wszędzie... Ale nie bądźmy drobiazgowi. Aha, kto? Niespodzianka. Rok 2009. (Fanfary, fajerwerki i jeszcze parę innych słów na f.) Zaskoczeni, co?

Wszystkim odwiedzającym (już widzę te tłumy... oczyma duszy mojej, rzecz jasna), życzę, by był jeszcze (podkreślenie na tym słowie proszę) lepszy od poprzedniego. By przyniósł Wam nową radość, nowe siły, nowe pomysły.

{Nawiasem mówiąc [a mam teraz na myśli drugi nawias w owym, tfu, poście (jasny gwint, dawniej post był przede wszystkim Wielki...)], zastanawiająca sprawa z tymi różnymi tłumaczeniami. Oczyma duszy mojej to rzekomo odpowiednik szekspirowskiego In my mind's eyes... [Dla słabiej zorientowanych proponuję szerszy fragment: Methinks I see -- Where? -- In my mind's eyes.] Pomińmy milczeniem (nomen omen) kwestię ostatnich słów Hamleta... [W oryginale brzmią: The rest is SILENCE. (Podkreślenie od mojej skromnej osoby pochodzi.)]}

Trochę się matematycznie zrobiło przez te nawiasy. (A nawiasy są, jak wiadomo, różne. Kwadratowe i okrągłe.) Mój profesor logiki byłby... ale może innym razem o nim.


Obserwatorzy