Zima zaskoczyła wszystkich.
Zaskoczyła meteorologów, którzy wróżąc ze swych geofizycznych fusów twierdzili jeszcze w początkach grudnia, że całe zasoby śniegów i mrozów wyczerpały się w listopadzie.
Zaskoczyła Gazdę Bachledę spod Bukowiny Tatrzańskiej, który ufając swemu nieomylnemu w tych sprawach przeczuciu poczynił minimalne ledwie zapasy drewna, a teraz zakupić musiał kolejną porcję za potrójną cenę, przez co kryć się musi po kątach przed pieklącą się żoną.
Zaskoczyła, przyznać trzeba ze wstydem, nawet drogowców, tak zawsze jasnych i gotowych.
Zima zaś, wbrew nauce, wbrew intuicji, wbrew wreszcie rutynie, zaatakowała najniespodziewaniej w początkach stycznia. Mróz wymalował na szybach kwiatki rozmaite, a śnieg pokrył ziemię grubą warstwą. Pewnego ranka pewien podwarszawski nauczyciel, wyglądając przez okno, z przerażeniem odkrył, że zamiast jego samochodu, w ogrodzie znajduje się gigantyczna zaspa. Zanim się tam dokopał, mocował się z drzwiami wejściowymi swego domostwa, które śnieg zablokował. Uderzyło go dojmujące zimno. Samochód, odzyskany wreszcie spod pierzyny z białego puchu, grzał się dobry kwadrans, zanim przez zamarznięte szyby można było coś dostrzec, a wehikuł raczył ruszyć się z miejsca.
Termometry wskazały -25 stopni Celsjusza, a temperatura wciąż spada.
Drogi, zasypane i oblodzone, stały się miejscem scen dantejskich, których, przez delikatność, nie przytoczymy. Na ulice miasta, do pomocy drogowcom, wyruszyła straż pożarna.
Zamknięto gorzej ogrzewane szkoły. Komunikacja miejska została sparaliżowana, szwankować zaczęły telefony stacjonarne, w niektórych miejscowościach, wskutek nadmiernego skurczenia i zerwania przewodów, zabrakło prądu.
Sklepy skróciły czas pracy. Narastają gigantyczne kolejki, jakich nie widziano od dwudziestu lat.
Rząd zebrał się na specjalną naradę, by zadecydować o wprowadzeniu stanu wyjątkowego i umożliwić wprowadzenie wojska na ulice, do pomocy służbom miejskim, a także dla zapanowania nad wybuchającą raz po raz masową histerią.
* * *
Koniec końców, przyjdzie nam chyba za Wojciechem Waglewskim śpiewać: Myślę sobie, że ta zima musi kiedyś minąć. I liczyć na to w głębi serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz